Dziś nostalgicznie, spokojnie, magicznie, jazzowo.
Siedzę ze słuchawkami, żeby odciąć się od dźwięków codziennego życia i szukam muzyki, która dobrze mnie nastroi, która mnie nie uśpi ale też nie sprawi, że zwariuję przez zbyt rytmiczne dźwięki. Szukam muzyki, która mnie ukołysze i zainspiruje. I będzie pachniała kawą.
Przerzucam składanki: „relaksacyjna”, „do pisania”, „na koncentrację” i nic. Wciąż nie to. I nagle trafiam na „work jazz” i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zaczyna działać i układać się jak chciałam.
To dla mnie spore i całkiem miłe zaskoczenie, bo jazz nigdy nie był moim ulubionym gatunkiem. A tu proszę. Na dzisiejszy wieczór jest idealny.
Dziś ładuję baterie na cały tydzień. Ostatnie dni były intensywne, a weekend bardzo udany towarzysko. Lubię jednak, kiedy niedzielny wieczór jest spokojny, wyciszający, pełen łagodności i ciepła. Taki jazzowy… Niedzielne poranki też lubię bez pośpiechu. Co tu dużo mówić, niedziela kryje w sobie całą magię łagodności.
Dzisiejszy niedzielny wieczór jest jednak wyjątkowy. Pierwszy sierpniowy.
Czuję chłód wieczora, a powoli zamiast lemoniady moje myśli coraz częściej zaprząta gorąca czekolada.
Zamiast biegać boso rozglądam się za ciepłymi skarpetkami i z wdzięcznością łapię każdy promień słońca, które teraz jest ciepłe i otulające, nie tak intensywne i męczące jak w lipcu. Sierpniowe słońce nadaje złoty odcień zieleni i podkreśla błękit nieba.
Sierpień… miesiąc moich urodzin.
Miesiąc radości i łagodności, miłości i dobrego samopoczucia, pełen miękkich kolorów i babiego lata.
Miesiąc energii i ciepła, rozgwieżdżonego nieba, złotych włosów, złotych piegów i złotej opalenizny.
Chwilo trwaj…