Zafascynowała mnie ostatnio garderoba kapsułowa. Taka niedościgniona prostota. Zupełnie nie w moim stylu, ale coś mnie w niej pociągało. Jeszcze do niedawna nie wiedziałam nawet, że coś takiego istnieje. Nawet jeśli coś tam słyszałam to pewnie puszczałam mimo uszu. Przecież to niezgodne z moja naturą, ograniczyć liczbę ubrań do kilku(nastu) sztuk i (o zgrozo!) do kilku kolorów. Przecież ja muszę mieć ubranie idealnie wpasowujące się w mój nastrój. A odcieni nastroju mam całe mnóstwo… Jak żyć?
W poszukiwaniu oszczędności czasu
Szukam ostatnio optymalnych rozwiązań. Szukam czasu tam, gdzie mogę go zaoszczędzić, żeby mieć go więcej na rzeczy, które kocham robić. Np. na pisanie, włóczenie się po Krakowie czy jeżdżenie na rolkach.
Poczyniłam już niewielkie czasowe oszczędności w niektórych obszarach i teraz przyszedł czas na szafę. Tam właśnie zrobię teraz porządek, ale trochę inaczej niż zwykle. Nie ukrywam, że ostatnio ubrania zaczęły przejmować kontrolę nad półkami, wieszakami i nade mną. Mam ich całe mnóstwo, a każdego ranka przed wyjściem do pracy w panice przeglądam te zasoby i nic mi nie pasuje.
Pisałam ostatnio jak lubię niedzielnie, niespieszne poranki i jak bardzo chciałabym, aby w tygodniu poranki wyglądały podobnie. Chciałabym spokojnie wypić kawę, przeczytać kilka stron książki albo spisać kilka myśli, które rano pojawiają się w mojej głowie i brzmią całkiem sensownie… a nie jak zazwyczaj, wychodzić do pracy w biegu.
Jednym z rozwiązań, o których wtedy pisałam było właśnie ogarnięcie szafy, pozbycie się niepotrzebnych ubrań i zrobienie fajnych zestawów. Tak, żebym mogła rano taki zestaw założyć i już. Zamiast stać przez dwadzieścia minut w garderobie i trzeci raz się przebierać.
Wtedy wpadł mi w oko tekst o garderobie kapsułowej. Przeczytałam założenia, korzyści i uznałam, że to genialne rozwiązanie na moje poranne dylematy. Okazało się to tylko pozornie genialne, ale o tym później. Póki co, do rzeczy. Oto co odkryłam:
Korzyści z ogarnięcia garderoby
Takie uproszczenie poranka wydało mi się remedium na moje codzienne rozterki. Przeczytałam, że stworzenie garderoby kapsułowej:
- ułatwia wybór,
- oszczędza czas,
- pozwala utrzymać porządek,
- pomaga odnaleźć swój własny styl i trzymać się go
- minimalizuje czas spędzony na zakupach (których ostatnio nie lubię robić),
- i wiele innych…
Jednym słowem mnóstwo plusów.
Jest za to jeden minus: ja i zasady, reguły, ograniczenia… to dwie różne sprawy. Ja jestem mistrzem niuansów i tysiąca wariacji na jeden temat. I bardzo nie lubię ograniczeń… jak to pogodzić?
Zrobiłam kilka podejść, na razie bezskutecznie. Ilość ubrań i kolorów się znacząco nie zmniejszyła. Bałagan za to nieco się zwiększył, bo zastosowałam się do pierwszej rady tworzenia garderoby kapsułowej czyli: wyrzuć wszystko z półek na podłogę… „Tak będzie łatwiej”, mówili.
Problem pojawił się kiedy i odkryłam że niektóre ubrania po prostu kocham, bo np. przywiozłam je z super babskiej wycieczki do Portugalii i za nic się z nimi nie rozstanę. Jednocześnie zupełnie nie pasują do koncepcji i w sumie, to miałam je na sobie jeden raz.. Ale… Na pewno będzie jeszcze okazja do założenia, w końcu nie po to je kupiłam, żeby leżały w szafie. Co z tego, że leżą od roku…
Nie tracę jednak nadziei. Co prawda moja przystojna inspiracja zawyrokowała: „Ty i garderoba kapsułowa? Hahaha! W życiu! To nie w twoim stylu. Nie można niczego robić wbrew sobie”.
Jak tu się nie zgodzić, skoro sama wychodzę z założenia, że najlepsze, co możemy dla siebie zrobić to działać zgodnie z własną naturą, a nie wbrew sobie (tak przy okazji, garść moich ulubionych cytatów znajdziesz tutaj).
Przez małą chwilę wszystko stało się jasne. Pomyślałam, że to zdecydowanie nie dla mnie i odetchnęłam (nie wspomniałam wcześniej, że szarości, biel i czerń to zdecydowanie nie moje kolory, a z tym mi się kojarzyła garderoba kapsułowa).
Ale po chwili wróciło do mnie: przecież pomysł sam w sobie jest super. Chcę sobie ułatwić poranek i wyeliminować niepotrzebną stratę czasu. Poświęcić ten czas na sprawy ważniejsze niż przetrząsanie góry ubrań, np. na chwilę rozmowy, kawę, spokojne śniadanie. Nie odpuszczam więc. Mam plan B.
Moja własna kapsuła
Postanowiłam, że zrobię to po swojemu. Moja kapsuła będzie tylko moja, bardziej z serca, nieco wbrew regułom. Zobaczymy jak się sprawdzi. Wybieram tylko swoje kolory, a że mój typ to jesień będą to głównie beże, brązy, zieleń i bordo.
A tak swoją drogą, minimalizm stał się ostatnio bardzo popularny. A ja nie jestem pewna, czy z tym podejściem mi po drodze. Lubię upraszczać sobie życie, ale nie lubię ograniczać możliwości. Raczej wolę się skupić na tym, co dla mnie dobre i w to inwestować swój czas.
Myślę, że temat garderoby kapsułowej zaczął mnie interesować trochę z potrzeby uporządkowania swojego życia, niekoniecznie szafy. Tyle, że z szafą łatwiej… Tak mi się przynajmniej wydawało.
Tak naprawdę, to ciągle szukam sposobów, żeby ogarnąć swoją spontaniczną rzeczywistość. Równowaga powinna być zachowana, zbytnia spontaniczność i działanie „na żywioł” nie zawsze i nie wszędzie się sprawdza. Dużo spokojniej będzie, nie tracąc duszy i własnego stylu, poukładać sobie pewne sprawy. Na szafie zaczynając, a na poważniejszych kwestiach kończąc.
K.