Temat granic wraca do mnie ostatnio jak bumerang przy okazji różnych rozmów, spotkań i okoliczności. Temat (nie)lekki i delikatny jak płatek śniegu, który zaczyna ważyć tonę jeśli o niego nie zadbamy.
Myślę, że granice to jeden z najbardziej delikatnych i trudnych tematów w relacjach. Czasem tak bardzo boimy się je postawiać, że całkowicie zatracamy siebie. A czasem nawet nie czujemy, że mamy z tym jakiś problem. Wydaje nam się, że jesteśmy mili i dobrzy. A to, że z niewiadomego powodu czujemy sie coraz gorzej, wybuchamy z byle powodu albo wpadamy w coraz gorszy nastrój, tlumaczymy sobie np. okolicznościami…
Umiejętność ochrony granic to podstawa dobrego funkcjonowania. W bliskich relacjach, w pracy, w zespole, w zyciu w ogóle. To czułość dla siebie i troska o własne samopoczucie, to uważność na swoje emocje, odczucia, reakcje i wartości. To coś ważnego, choć czasem trudnego do zdefiniowania.
Często słyszymy: mądrzejszy zawsze ustępuje, odpuść, jesteś starsza, złość piękności szkodzi itp.… Jeśli słyszymy to od dzieciństwa to wyrastamy w przekonaniu, że wyrażanie swoich potrzeb czy emocji jest egoistyczne i złe. A my przecież chcemy być dobrzy. Czy aby o to chodzi? Czy jeśli nie dbamy o siebie, a jedynie o innych, to znaczy, że jesteśmy tacy dobrzy? I czy to na pewno jest takie dobre dla innych?
Kiedy za bardzo naginamy siebie do czyiś oczekiwań (albo co gorsza, do swoich wyobrażeń na temat tego co „powinniśmy”) to szybko czujemy się przeciążeni, sfrustrowani, źli. I tą złość czesto kierujemy na zewnątrz. Nikomu to na dobre nie wychodzi, ani nam, ani naszym bliskim.
Dbanie o siebie w relacji jest jednocześnie dbaniem o relację. Druga osoba najczęściej w ogóle się nie domyśla, co czujemy i czego pragniemy w danej chwili. Jak nie powiemy na czym nam zależy, co jest dla nas ważne, czego właśnie teraz potrzebujemy, to druga strona zwyczajnie tego nie będzie wiedzieć. Może nawet przekraczać nasze granice zupełnie nieswiadomie.
A jednak boimy się jasno komunikować czego chcemy (i czego nie chcemy). Boimy się odrzucenia, chcemy być lubiani, nie chcemy się konfrontować, narazić na krytykę.
Sama wiem, jak bardzo lubię czuć się „w porządku” wobec innych. Mam naturę opiekuna, lubię pomagać, wspierać, być dla kogoś inspiracją, motywacją i czym tam jeszcze przyjdzie mi na myśl, odpowiednio do potrzeb (oczywiście czyiś). Jestem doradcą zawodowym, pracuję w miekkim HR, wspieram ludzi w rozwoju, pomagam im rozwijać własny potencjał, dodaję skrzydeł i pokazuję im ich własną moc. To bardzo satysfakcjonująca misja, którą z radością wdrażam w życie każdego dnia. Pracuję z różnymi ludźmi, bardziej i mniej świadomymi siebie, swojej mocy i swoich granic.
Wiem jak łatwo się w tym zatracić. I jak trudno potem wrócić do trybu słuchania siebie i własnych potrzeb. Ale wiem też, że to niezbędne, żeby dobrze funkcjonować, aby realizować swoje plany, cele i marzenia.
Dbajmy o to, żeby czuć siebie. Żeby sprawdzać na co dzień jak się czujemy, czego potrzebujemy, co nam sprawia radość i czy w ciągu dnia znajdujemy czas na to, co dla nas ważne i co nas uszczęśliwia. To jest często najprostszy wyznacznik tego, czy znamy swoje granice i o nie dbamy.
Dbajmy o wzmacnianie pewności siebie, o bycie dla siebie życzliwym i wyrozumiałym. Bądźmy odważni, żeby nie zawsze iść z prądem a częściej tak, jak chcemy :)
Idzie lato, czas odwagi, radości i dobrej energii podlanej nutką hedonizmu, egoizmu i miłości. Niech to będzie miłość skierowana do siebie, bo to jak się czujemy i czy jesteśmy szczęśliwi wpływa na to, jak inni czują się z nami.
Oczywiście wiadomo, że można się czasem zatracić. Wszyscy to robimy. Ważne, żeby wrócić do siebie…
Pięknych powrotów zatem!
K.